1 czerwca 2020
23 maja 2020
18 maja 2020
Ach ten żakard
Ten sweter to był mój Everest. W dzierganiu nie idę w półśrodki i zazwyczaj skaczę na głęboką wodę. Jak to mówią jak kochać to księcia jak kraść to miliony. Tak więc pewnego pięknego dnia postanowiłam wydziergać sobie żakardowy sweter. Ale nie taki z żakardową wstawką, tylko tak po całości. Żakard od góry do dołu. Żeby było jeszcze weselej stwierdziłam, że wykorzystam zalegające resztki włóczki co wiązało się z wciąganiem miliona końcówek a jak wiadomo nie cierpię tego, zaraz po przyszywaniu guzików.
Zabrałam się do pracy bardzo profesjonalnie. Zrobiłam próbkę (zawsze ją robię) a na kartce rozrysowałam kolejność kolorów. Ostatecznie kolorów było troszkę więcej.
Wybrałam rozmiar i zaczęłam. Przyznam, że dziergało się to to całkiem znośnie. Nawet mi szło pilnowanie naprężenia nitki. Bardzo pomógł mi w tym ciekawy sposób zawijania nitki o palce (niestety zupełnie nie pamiętam gdzie ten sposób podpatrzyłam) i najzwyklejszy pierścionek mojej latorośli. Kluczowe jest, żeby pierścionek był ciut za mały i zatrzymał się w środkowej części palca wtedy dwie nitki się nie plączą aż tak dramtycznie).
Dojechałam wesoło i radośnie do miejsca oddzielenia rękawów i… się okazało, że robię zbyt mały rozmiar. Zaczęłam się zastanawiać co zrobiłam nie tak. Szybko doszłam do wniosku, że troszkę zbyt optymistycznie zinterpretowałam próbkę. Ja, miłośniczka dopasowanych form w każdym swetrze rozmiar wybieram tak, aby sweter był opięty. Tutaj niestety ten system zwiódł mnie na manowce. Żakard niestety nie jest aż tak elastyczny jak sweter robiony dżersejem. Do tego doszło to, że druty wybrałam ciut za małe. W normalnych warunkach (czyt. sweter robiony dżersejem) te druty sprawdziłyby się idealnie, ale żakard rządzi się swoimi prawami.
Miałam do podjęcia trudną decyzję. Albo pruję i zaczynam od nowa, albo dziergam dalej „do szuflady”.
Na szczęście chodzą po tym świecie duszyczki, które mają mniejszy gabaryt niż ja i na dodatek kochają wszystko co dziergane:) Decyzja była oczywista. Dziergam dalej a gotowy sweter podaruję Marcie. Marta to moja kochana siostra od drutów i trosk wszelakich. Marta współtworzy bloga ze swoją siostrą Karoliną a ich dzieła możecie znaleść tutaj - blog , FB.
Oczywiście, nie chciałam uszczęśliwiać nikogo na siłę więc najpierw zaprosiłam koleżankę na przymiarkę tego co już wydziergałam i się okazało, że pasuje jak ulał.
Sweter się dziergał długo. Zaczęłam go robić w listopadzie 2017 !!! a skończyłam w styczniu 2019. Przerażała mnie ta ilość nitek do wciągania. Starałam się wciągać je na bierząco jednak fakt, że nie cierpię tej czynności nie ułatwiał mi sprawy. Jak zrobiłam cały korpus to ciężko mi było przysiąść do rękawów. Odkładałam ich zrobienie, wymyślając coraz to nowe problemy. W końcu spięłam poślady, skończyłam rękawy (nie były takie straszne jak sobie wyobrażałam) i włala. Po niespełna roku sweter gotowy.
Koleżanka zadowolona, sweterek nosi z przyjemnością co bardzo wpływa no moje morale i mimo źle dobranego rozmiaru moja praca nie poszła na marne.
Dane techniczne:
Wzór - Next year in Lerwick
Druty - 2,5
Bardzo mnie kusi zrobienie kolejnego żakardowego swetra ale jeśli się na takowy zdecyduję to będę dziergać z cieniowanej włóczki, żeby ominąć wciąganie miliona nitek.
Pozdrawiam cieplutko
Monia :)