Bardzo dawno nie brałam udział w zabawie Maknety. Troszkę mnie to dołowało bo najzwyczajniej w świecie żadna książka do mnie nie przemawiała. Zaczynałam jedną, przerywałam, zaczynałam kolejną. I tak na moim czytniku mam kilka porozpoczynanych książek a weny do skończenia zero. Stwierdziłam, że nie będę się męczyć i zostawiłam je w spokoju, ale cierpliwie szukałam dalej.
Jak zwykle lekiem na całe zło okazała się pani Chmielewska. Uwielbiam jej książki. Jedne są dobre a inne lepsze. Jak dla mnie idealne na chandrę. Zostało mi jeszcze parę pozycji do przeczytani więc wybrałam jedną na chybił trafił. Padło na "Boczne drogi". Możecie mi wierzyć lub nie, ale nigdy tak się nie śmiałam czytając książkę. Momentami wybuchałam taką salwą, że aż małżonek się interesował co ja takiego czytam a ja śmiałam się tak histerycznie, że nie byłam w stanie czytać dalej. Jeśli lubicie poczucie humory Chmielewskiej to polecam z całego serca.
zdjęcie pochodzi ze strony empik.com
Drugą książką od której się nie potrafię odkleić to "Stulecie Winnych" Ałbeny Grabowskiej. W trzy dni przeczytałam dwa tomy a trzeci czeka w kolejce. Książkę czyta się tak dobrze, że nawet włączona w tle telewizja nie jest w stanie mnie od niej oderwać. Zawsze czytam w ciszy czyli najczęściej wieczorem w łóżku a tę książkę podczytywałam cały dzień. Podoba mi się, że akcja się toczy w miarę wartko. Nie cierpię rozwlekłych opisów przyrody, czy zawiłego opisu sytuacji. W tej książce niczego takiego nie uświadczycie. Nie jest to książka sensacyjna tylko typowa saga opowiadająca losy rodziny Winnych, która mimo przeżycia dwóch wojen i licznych przeciwności losu zawsze stara trzymać się razem.
Gdy wczoraj skończyłam czytać drugi tom to od razu chciałam zabrać się za kolejny, ale wiedziałam czym to się skończy. Znowu bym czytała do bladego świtu a później cały dzień bym chodziła jak zombiak. Odpuściłam. Ale pewnie nie wytrzymam długo i już dzisiaj się zatopię w lekturze.
Zdjęcia pochodzą ze strony empik.com
Na drutach ostatnio skarpetki za sprawą Amanity i jej akcji Uwolnij skrzata. Dziergam właśnie drugą parę.
Pierwsze mi wyszły troszkę przyduże. Nie miałam odpowiednich drutów ale oczywiście chęć dziergania była większa. Tak oto powstały bardziej kapciochy niż skarpety. Zapewne przydadzą się zimą więc aż tak bardzo nie ubolewam nad ich rozmiarem.
Druga para już mi wychodzi bardziej dopasowana, chociaż już wiem, że po praniu może się zrobić ciut luźniejsza. Na przyszłość będę wiedziała, żeby szybciej zaczynać wyrabianie pięty.
Podoba mi się to całe skarpetkowanie.Fajna robótka na tak zwany międzyczas.
Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie miała czegoś więcej na drutach. Robótka od początku wyznaje mi miłość więc mam nadzieję, że jest to dobry znak. Jeszcze nie wiem jak będzie ostatecznie wyglądał sweterek bo tworze na bieżącą. Jedno wiem na pewno raczej mu będzie bliżej do zwyklaków :)
Lecę poczytać co tam u Was ciekawego
Pozdrawiam cieplutko
Monia:)