Już od jakiegoś czasu "chodziło" za mną, żeby sobie samodzielnie pofarbować wełnę. Nigdy mi jednak nie było po drodze, żeby kupić barwniki i odpowiednią włóczkę. Tak na prawdę to mimo przejrzenia kilku tutoriali, cały czas wydawało mi się to dość skomplikowane.
Będąc jeszcze we Wrocławiu na jednym ze spotkań w e-dziewiarce Ania (anndrucik) pochwaliła się, że farbuje swoje włóczki w wiaderku :) bardzo mnie zaciekawiła ta metoda i wydała mi się najmniej brudząca i problematyczna. Postanowiłam spróbować.
No więc minął prawie rok a ja dalej o farbowaniu tylko myślałam. Aż pewnego razu dostałam od koleżanki trzy kolory farbek do tkanin i teraz już nie było odwrotu.
Kupiłam 4 motki włóczki Cashmira Alize. Wybrałam tę włóczkę bo wcześniej już coś z niej robiłam i dobrze się sprawdziła, jest w 100% z wełny (to jest bardzo ważne przy farbowaniu) i jest niedroga.
Najpierw musiałam przewinąć kłębki na pasma i tu z pomocą przyszedł mi mały stoliczek. Zresztą sami zobaczcie. Jak to mówią potrzeba matką wynalazku :))
Następnie powiązałam powstałe pasma w czterech miejscach i włożyłam do wody z płynem do naczyń. Tak sobie przeleżały ok pół godziny.
Kiedy włóczka się moczyła zabrałam się za barwniki i pobawiłam się trochę kolorami. Wychodziło coś takiego.
Chciałam uzyskać kolor fioletowy, ale nijak mi się to nie udawało. To co wyszło po zmieszaniu niebieskiego i czerwonego jest pierwsze z prawej i pomiędzy dwiema niebieskimi plamami. Jak widzicie z fioletem to ma mało wspólnego.
Postanowiłam pójść na żywioł. Najpierw włożyłam precle do tego koloru co jest trzeci od lewej. Motki wyszły lekko łososiowe. Później był kolor pierwszy z prawej a następnie mocny niebieski. Po takiej mieszaninie wszystko było w odcieniach niebieskich więc na koniec wszystko włożyłam do czerwieni.
Pomiędzy zmianą koloru, wyciągałam precle na sitko do ostygnięcia, przekręcałam je (rozkręcałam precelek i skręcałam w inną stronę) i wkładałam do nowego barwnika. Musiałam zmieniać wodę po każdym kolorze, bo wełna nie wpijała całego barwnika, a ponoć precle się trzyma w wodzie do momentu czystej wody u mnie to nie wystąpiło. Do wody każdorazowo dodawałam ocet (6 łyżek).
Tak wyglądały pasma po wyschnięciu
a tak w precelkach.
Muszę
jeszcze dodać, że wyszedł mi najgorszy z możliwych kolorów do
fotografowania. Włóczka jest w odcieniach fioletu, gdzieniegdzie jest
niebieski i brzoskwiniowy, ale niestety mój aparat "widzi" wszystko na
niebiesko. Nagimnastykowałam się trochę przy zdjęciach i obróbce, żeby
wydobyć fiolet. Wyszło całkiem nieźle ale to nie gwarantuje, że wy
również będziecie widzieć dobry odcień, bo dużo też zależy od ustawień
waszych monitorów.
Pierwsze podejście do farbowania mogę uznać za udane:) Na pewno będę jeszcze próbować swoich sił w tej dziedzinie, bo bardzo mi się podobała ta zabawa. Jednak następnym razem chyba spróbuje metody, gdzie barwnik się nakłada bezpośrednio na pasma. Wydaje mi się, że wtedy jest większa kontrola nad kolorami i można w jakimś stopniu zaplanować efekt końcowy.
Teraz szukam odpowiedniego wzoru dla nowych moteczków, bo że będzie z tego sweter to wiedziałam od początku. Na razie tylko nie wiem jaki :)
Pozdrawiam Was cieplutko
Monika :)