Dzisiaj post sentymentalny czyli jak się zaczęła moja przygoda z dzierganiem.
Od razu muszę powiedzieć, że w moim
życiu druty były od zawsze. Wychowywałam się przy dziergającej
mamie, ciociach i babci (babcia dziergała najmniej).
Moja mama dziergała odkąd pamiętam.
Jako dziecko miałam mnóstwo swetrów z misternie wrabianymi
wzorami. Nawet znalazłam w rodzinnym albumie dowód. Różowa
sukienka z czarnym ściągaczem. Bardzo ją lubiłam.
Zdjęcie nie najlepszej jakości, ale to co najważniejsze widać :)
Mimo, że mama cały czas dziergała to
mnie jakoś szczególnie nie ciągnęło do drutów. Jakoś nigdy nie
dopytywałam mamy jak się robi na drutach a mama jakoś szczególnie
nie oponowała, żeby mnie nauczyć. To, że mama robi na drutach
było dla mnie takie oczywiste i naturalne, że nie rozpatrywałam
tego jako coś nadzwyczajnego czy mega fajnego.
Pierwsze moje poważniejsze spotkanie z
drutami było mniej więcej około 4 klasy szkoły podstawowej.
Pewnie było to spowodowane przedmiotem
zwanym Techniką. Pamiętam, że na tych zajęciach robiliśmy rzeczy
mniej lub bardziej związane z rękodziełem. Tkałyśmy zakładki
do książki, obrabiałyśmy chusteczki
szydełkiem i robiłyśmy proste formy na drutach. Wtedy właśnie
wydziergałam coś co miało być szalikiem. Jak każda (albo prawie
każda) początkująca dziewiarka dziergałam strasznie ściśle,
przez co z dzianiny wychodziła zbroja, w którą nie dało się wbić
igły a co dopiero mówić o drucie. Rezygnacja czaiła się za
rogiem i niechybnie mnie dopadła. Druty rzuciłam w kąt.
I tak trwałam sobie w głębokiej
niewiedzy, że uwielbiam dziergać, aż do roku bodajże 2010.
Kiedy próbuję sobie przypomnieć co
mnie skłoniło do dziergania to nie mam zielonego pojęcia. Kojarzę
moment kiedy zrobiłam pierwszy sweter. Byłam dumna jak paw. Miał
trochę niedociągnięć ale pamiętam, że wtedy stwierdziłam, że
chyba mi się to podoba i jak zrobiłam sweter, który da się nosić
przy ludziach to może coś z tego będzie.
Wzór zaczerpnęłam z książki Fitted Knits autorstwa Stefanie Japel.
Pamiętam, że nawet robiłam próbkę. Nie była to jednak najbardziej dokładna próbka pod słońcem.
Musiałam użyć sporo większych drutów, żeby ilość oczek się zgadzała co widać na gotowym swetrze bo oczka są strasznie nierówne.
Wtedy zaczęłam odkrywać blogi innych
dziewiarek i odkryłam, że jest coś takiego jak sklepy internetowe
z włóczkami. Przepadłam. Zaczęłam zgłębiać temat i poczułam,
że to jest to. Chyba jednak zdolności do rękodzieła mama mi
przekazała w genach, które były długo uśpione i tylko czekały
na odpowiedni czas.
Przełomowym momentem było to jak
odkryłam Ravelry. Pozytywnie się zdziwiłam, że ktoś pisze i
sprzedaje wzory. Pamiętam, że mama korzystała z gazetek. Niektóre ma do dzisiaj ja jednak nigdy nie potrafiłam rozszyfrować tych gazetowych wzorów.
Moja przygoda z dzierganiem trwa już 6
rok i przyznam Wam się szczerze, że nie sądziłam, że tak bardzo
mnie to wciągnie. Ja jestem raczej z tych co to mają słomiany zapał.
Myślałam, że z drutami może być podobnie zrobię kilka sweterków
i mi przejdzie. Nie ukrywam, że miałam momenty kiedy byłam z nimi obrażona, wtedy łapałam za szydełko bo okazało się, że
nie potrafię żyć bez rękodzieła.
Popróbowałam już wielu rzeczy między
innymi robienie biżuterii, tworzenie kartek okolicznościowych,
dekupage, szycia, jednak zawsze wracam do drutów i szydełka.
Zauważyłam, że cały czas chcę
pogłębiać swoją wiedzę. Od zeszłego roku do moich „zabawek”
rękodzielniczych dołączył kołowrotek i mam poczucie, że moje
rękodzieło weszło na wyższy poziom wtajemniczenia. Myślę, że
na ten temat napiszę osobny post.
Dzierganie sprawia mi mnóstwo frajdy i
satysfakcji. Uwielbiam moment nabierania oczek, kiedy projekt dopiero
się wyłania niczym feniks z popiołów. Cały czas staram się
dążyć do perfekcji. Pamiętam jak kiedyś mama pruła pół swetra
bo zauważyła swoją pomyłkę. Ja stronię od takich drastycznych
rozwiązań. Staram się jakoś obejść moment prucia. Jednak
czasami się po prostu nie da i z bólem niweczę efekt mojej pracy,
ale wiem, że nieraz tak trzeba. Wychodzę z założenia, że lepiej
spruć i poprawić niż na końcu stwierdzić, że coś mi nie
odpowiada i nie będę tego nosić. Do takich decyzji jednak musiałam
dojrzeć. Dzierganie uczy cierpliwości.
Jestem strasznie ciekawa jak to było u
Was. Kiedy zaczęłyście swoją przygodę z dzierganiem, co was do
tego skłoniło, dlaczego to robicie? Chętnie poczytam wasze historie.
Pozdrawiam cieplutko
Monia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz